09.czerwiec 2018. Wyruszamy na kolejny weekend. Rozkręcamy się powoli, ale takie krótkie wypady pozwalają nam lepiej przygotować się na dłuższą wyprawę a i tak wypoczywamy wspaniale.
Sierakowski Park Krajobrazowy
Jedziemy w kierunku Mierzęcina. Chcemy obejrzeć sobie Zlot Klasycznych Pojazdów. Jednak stale nas do takich imprez ciągnie. Trasa biegła przez Buk, Pniewy, Sieraków, Międzychód i Drezdenko. Piękne okolice. Niesamowite widoki, na każdym kroku prawie nienaruszona przyroda i mnóstwo miejsc, gdzie można byłoby zrobić krótką przerwę na posiłek lub spacer.
Jechaliśmy oczywiście na skróty przez Puszczę Drawską i w pewny momencie zwątpiliśmy. Przecież ta droga nie może nas dokądkolwiek doprowadzić. Moja wyobraźnia podpowiadała mi przeróżne scenariusze. A co jeżeli ta droga prowadzi do obozu rozbójników. Jak amen w pacierzu obrabują nas, zatłuką i nikt nas nie znajdzie… Nagle zauważyliśmy drogowskaz na łowisko i smażalnię ryb. Ufff, jesteśmy uratowani. Smażalnia była niestety zarezerwowana na prywatną imprezę, ale miła pani zaproponowała nam przetwory z rybek. Skusiliśmy się na rybne pulpety w pomidorach i pstrąga w occie. Wyglądało to bardzo smakowicie.
Mierzęcin
Ze smażalni ryb już bez przeszkód dotarliśmy do Mierzęcina w pobliżu Dobiegniewa. Było już dość późno, więc Ed poszedł sam spytać gdzie możemy przenocować. Nie wracał dość długo, okazało się że nie mógł się oprzeć i nie zrobić masy wspaniałych zdjęć. Zresztą zobaczcie sami.
Niesamowite, prawda? Okazało się, że jest to przepięknie wyremontowany pałac, mieszczący hotel ze SPA, posiada własną gorzelnię, winiarnię z własną winnicą, wielki park, konie i wszystko czego tylko można zapragnąć. Zlot okazał się z bardzo wysokiej półki.
Zanocować pozwolono nam obok winnicy nad samym jeziorem. I tu czekała na nas kolejna niespodzianka. Prawdziwy raj na ziemi. Oprócz dwóch wędkarzy, ani żywego ducha, niesamowity zachód słońca i zapachy… Szkoda, że nie można tych zapachów przekazać dalej. Chyba, że macie niezwykłą wyobraźnię.
Następnego dnia niespiesznie udaliśmy się na zwiedzanie parku pałacowego i naprawdę byliśmy zszokowani. Nie spodziewaliśmy się takiej elegancji i rozmachu. To jednak cudowne, że komuś chce się inwestować w odbudowę i robi to w tak wspaniały sposób.
Właściciele wystawianych pojazdów powoli zaczynali opuszczać teren pałacowy, ale jeszcze sporo mogłam obejrzeć osobiście. Warto było tu przyjechać, bo takich „brylancików” nie widuje się na co dzień .
Santok
Jechaliśmy przez Strzelce Krajeńskie, gdzie warto obejrzeć piękny kościół ze starymi witrażami. Niestety moim zdaniem wnętrze świątyni zostało nieciekawie odrestaurowane.
Pogoda zaczęła się trochę psuć, więc po pysznej kawie i ciachu ruszyliśmy dalej w kierunku Gorzowa Wielkopolskiego a po drodze wstąpiliśmy do Santoka. Jest to szczególne miejsce, bowiem właśnie w Santoku Noteć łączy się z Wartą. Szkoda tylko, że nie byliśmy tam o jeden dzień wcześniej, bo odbywało się tam Święto Grodu i Jarmark Średniowieczny. Zastaliśmy tylko niedobitki Słowian, składających swoje namioty i pakujących cały dobytek przed powrotem do domów.
Trzcińsko Zdrój
Na łące otoczeni ramionami obydwóch rzek zjedliśmy szybki obiad, zaliczyliśmy krótki deszczyk, jeden grzmot i w nieustającym upale pojechaliśmy dalej, przez Gorzów do Trzcińska Zdrój. Spodobało nam się tam – pięknie odbudowane mury miejskie, bramy wjazdowe (przez które oczywiście nie daliśmy rady przejechać) i zadbany park nad samą wodą.
Moryń
Dzień chylił się powoli ku końcowi, więc trzeba było znaleźć miejsce na nocleg. Wybór padł na Moryń. To podobno drugie po Trzcińsku Zdrój, polskie Carcasonne. Według mnie jedyne co może przypominać Carcasonne to mury miejskie i układ urbanistyczny. Domy są absolutnie współczesne, no może z małymi wyjątkami, ale całość warta jest odwiedzin. Mieliśmy szczęście, bo pan bosman stanicy wodnej przyjął nas w Rybakówce i tam, na zamkniętym terenie mogliśmy nareszcie odpocząć.
W nocy przeżyliśmy porządną burzę z piorunami i ulewny deszcz, ale rano oprócz śpiewu ptaków, obudziło nas znacznie chłodniejsze, świeże powietrze. Wybraliśmy się na mały spacer po miasteczku, które rzeczywiście godne jest polecenia na zwiedzanie, ale też mały odpoczynek.
Dalszą drogę wyznaczyłam przez Puszczę Gorzowską i tereny zalewowe Warty. Wspaniała droga, bardzo mało uczęszczana no i oczywiście, typowa dla nas przeprawa promowa przez Wartę w Witnicy.
Lubniewice
Na naszej trasie były Lubniewice. Bardzo cieszyłam się na wizytę w tym miasteczku, bo wiązały się z nim moje wspaniałe wspomnienia z wakacji. Właśnie tam, przed prawie 50-ciu laty uczyłam się jazdy konnej na obozie jeździeckim i to 2 lata z rzędu. Niestety moja nadzieja na ożywienie cudownie spędzonych dni pękła jak mydlana bańka. Stajnie znajdowały się w przebudowie, podobno już parę lat, a Zamek, w którym znajdował się klimatyczny hotel, goszczący przede wszystkim zagranicznych turystów, szczelnie ogrodzony płotem, robił raczej przygnębiające wrażenie. No cóż, czasy się zmieniają, niekoniecznie na lepsze. Postanowiliśmy jechać dalej.
Łagów
Właściwie byliśmy już blisko domu, ale na nocleg wybraliśmy Łagów. Na nasze szczęście nie był to jeszcze szczyt sezonu, bo pewno nie znaleźlibyśmy nawet parkingu. O nocowaniu na dziko nie można było nawet marzyć, ale na szczęście, w samym środku miasteczka trafiliśmy na niewielki camping i postanowiliśmy tam właśnie zanocować. Nie było dużo kamperów, więc mogliśmy wybrać miejsce, które najbardziej nam odpowiadało.
Jednak nie dlatego zapamiętaliśmy to miejsce szczególnie. Łączy się z nim historia, którą chętnie opowiadamy.
Trzeba zacząć od tego, że przed zakupem większego kampera zastanawialiśmy się, czy na pewno wykorzystamy go w wystarczającym stopniu. Przecież nie mamy po 40 lat i nie wiadomo jak długo jeszcze będziemy mieli ochotę i przede wszystkim zdrowie na takie podróżowanie. No i właśnie pobyt w Łagowie umocnił nas w przekonaniu, że podjęliśmy właściwą decyzję.
Otóż, po nas przyjechał na camping starszy pan, okazało się później, że 80-cio letni z żoną, która miała lat 77. W rozmowie okazało się, że swojego kampera, większego niż nasz, kupił, tak samo jak my w listopadzie ubiegłego roku. Jego żona jednak, która poprzedniego, mniejszego kampera prowadziła na zmianę z mężem, nie chciała jeździć tym nowym, większym. Jej mąż rozważał więc kupno następnego, mniejszego. No, no – pomyśleliśmy oboje, jak oni w tym wieku, zmieniają jeszcze kampera, to my mamy jeszcze duuużo czasu na podróże z własnym domkiem. I tak, przekonani, że czeka nas jeszcze dobrych kilka lat niezapomnianych przygód i wrażeń, spokojnie zasnęliśmy, a następnego dnia dotarliśmy szczęśliwi i zadowoleni do domu.
MDArt
Teraz, gdy siedzimy wszyscy w domach, miło jest popatrzeć i poczytać o miejscach, które mimo że nie tak daleko- są w tym momencie niedostępne. Czekamy na czas by wsiąść w samochód/pociąg/cokolwiek i pojechać tam gdzie nas drogi poprowadzą…
Ściskamy mocno!
Miśka
Oj tak, czekamy cierpliwie . Na szczęście nie jesteśmy zamknięci w ciasnym pomieszczeniu, więc dajemy radę. Buziaczki, trzymajcie się zdrowo.
Miśka
Widzę, że znasz te okolice. Bardzo nam się tam podobało, a za dwa tygodnie następna relacja. Zapraszamy
Władysława L."Lovka"
Na wstępie trochę o nowym kamperze:elegancki,wygodny-przy stole siedziałam zaproszona na poczęstunek.
Z miejsc przez, które biegła Wasza trasa znane mi jest Drezdenko, Dobiegniew również Trzcianka, Drawsko,Pęckowo(jednak nie jestem pewna , cz to są te same miejsca – ok.Krzyża Wlkp?).To są bardzo odległe czasy:mamy koleżanka z czasów szkolnych i Jej rodzina w tych okolicach mieszkali: dokładnie mamy koleżanka z mężem i dziećmi mieszkali w Krzyżu Wlkp.,pozostała rodzina w Pęckowie i Trzciance).
Zapach siana ; ja tak bym poczuła oglądając te pierwsze zdjęcia ,za to wzrok przykuwają niesamowite ujęcia zachodu słońca: piękne zdjęcia.
Również pozostałe zdjęcia budzą zachwyt ; oczywiście „faworyt” i pozostałe „okazy” – piękne.
Do usłyszenia.Pozdrowienia.