Po tak obfitej kolacji w Rybaczówce niełatwo było nam zasnąć, ale wynagrodziliśmy to sobie rano. Po niewielkim śniadanku delektowaliśmy się jeszcze dość długo dobrą herbatą i wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Giżycko

To był już czternasty dzień naszej podróży i przez Wilkasy dotarliśmy do Giżycka. Już dawno tam nie byliśmy, a kiedyś zdarzało nam się zaczynać albo kończyć rejs właśnie tutaj. Giżycko mile zaskoczyło nas wielkimi zmianami. Nowe pomosty, rozbudowany port, pasaż handlowy z wieloma sklepami dla żeglarzy i ładnie zagospodarowane tereny zielone.

Nowa estakada w Giżycku
Port jachtowy i promenada
Nowe „stare miasto”

Kruklanki

Trochę pokręciliśmy się po starych kątach i nie bardzo mieliśmy ochotę znowu jechać dalej, ale obiad zaplanowaliśmy w Kruklankach, więc trzeba było powoli opuścić to gościnne miasto. Czemu właśnie Kruklanki? Otóż niestety jesteśmy podróżnikami-łasuchami i staramy się w drodze próbować regionalnych dań i przysmaków. Ed znalazł w internecie namiar na restaurację „Pod Żubrem”, gdzie podobno podają wyśmienite kartacze. Już kilka razy próbowaliśmy kartaczy i stwierdziliśmy, że w każdym miejscu smakują trochę inaczej, ale trudno byłoby wybrać te najlepsze. Mamy więc jeszcze powód do następnych degustacji. Oprócz kartaczy zamówiliśmy jeszcze pierogi z jagodami i smakowały one naprawdę znakomicie. Polecamy więc restaurację „Pod Żubrem” z czystym sumieniem.

Ogonki

Dojechaliśmy do Jeziora Święcajty i postanowiliśmy zanocować w Ogonkach. Z Ogonkami wiążą się również nasze miłe wspomnienia. Wiele lat temu przybiliśmy żaglówką do plaży w Ogonkach, w pobliskim sklepie tutejszego Gospodarstwa Rybnego kupiliśmy całe wiaderko świeżych ryb (przeważnie sielaw) i zaplanowaliśmy ucztę rybną. Panowie w samych kąpielówkach skrobali ryby, a ja z moją szwagierką, Kruszyną smażyłyśmy je na plaży. Potem dowiedzieliśmy się, że sielawa sprowadzana jest na Mazury z Kaszub, ale nie zepsuło to nam apetytów. Były wspaniałe!

Tym razem trudno było mi znaleźć to miejsce, bo powstało wiele nowych Gospodarstw Agroturystycznych, brzegi jeziora zagospodarowano i wszystko wyglądało trochę inaczej. Jednak nie musieliśmy rezygnować z noclegu właśnie tutaj. Kawałeczek za Ogonkami w Kolonii Rybackiej zjechaliśmy z drogi w lewo i trafiliśmy na Plażę Kolonia Rybacka. Miejsce było piękne, z dala od zabudowań, z wiatą, ławeczkami i pomostem. Stwierdziliśmy, że nie będziemy tu nikomu przeszkadzać i nikt nie będzie nas niepokoił.

Tam gdzieś na plaży smażyliśmy przed laty ryby
Spokojne miejsce na nocleg
Piękny zachód słońca

Sztynort

Ranek przywitał nas chłodny. Było tylko 7 st., ale od czego są swetry? Po śniadaniu obraliśmy kierunek Harsz i dalej do Sztynortu. Sztynort też był kiedyś stałym punktem na mapie naszego żeglowania i z wielką ciekawością oczekiwaliśmy na następną wizytę w tym klimatycznym miejscu. Pogoda nie była wcale taka zła i z przyjemnością wybraliśmy się na spacer.

Sporo się zmieniło. Port wyraźnie się powiększył, powstały: stacja paliw dla motorówek, sanitariaty z prawdziwego zdarzenia, dobrze zaopatrzony sklep i pensjonat z elegancką restauracja. Niestety nie było już starej „Zęzy”. Był to barek w starym budynku gospodarczym z przepięknym sklepieniem. Szkoda, bo chyba nie wszyscy żeglarze zamiast do „Zęzy”, chodzą do restauracji „Porto Fino”. Z postojem też nie mieliśmy żadnych problemów. Dokładnie naprzeciwko Kapitanatu znajduje się płatny parking, gdzie doba kosztuje 15,-PLN (tak było dwa lata temu) i jeżeli nie zależy nam na podłączeniu do prądu, można tam właśnie nocować. My tego samego dnia jechaliśmy wprawdzie dalej, ale skorzystaliśmy z okazji i bez dodatkowych opłat zatankowaliśmy wodę i opróżniliśmy toaletę.

Parking między Kapitanatem a pałacem
Trudno zdecydować co jest piękniejsze, camper czy łódka
Tu znajdowała się kiedyś „Zęza”
A to restauracja w pensjonacie „Sztynort”

Największą atrakcją Sztynortu był dla nas zawsze Pałac. Z bólem serca obserwowaliśmy jak nieuchronnie chylił się ku upadkowi. Tym razem czekała nas nie lada niespodzianka. Pałac jest w tej chwili ratowany od kompletnej zagłady. Jest to XVII wieczna budowla, siedziba rodziny von Lehndorff, a do końca XIX w. znajdowała się tam również stadnina Arabów. Przed wielu laty powołano fundację, która usiłowała wyremontować ten wspaniały obiekt, ale niestety bez sukcesu. Pałac niszczał bez koniecznych zabezpieczeń i chyba nikt nie był tak naprawdę zainteresowany jego odnową.

Fundacja

Na szczęście powołano nową fundację Niemiecko – Polską, która ma na celu odbudowę pałacu i stworzenie w nim centrum kultury i współpracy obydwu narodów. Niemałą rolę odegrały w tym przedsięwzięciu córki ostatniego właściciela Henryka von Lehndorff i jego wnuk. Byłe mieszkanki pałacu przekazały fundacji pokaźną sumę pieniędzy, a wnuk udzielał się osobiście w organizacji imprez, mających zachęcić inwestorów do udziału w rewitalizacji budynku. Spotkaliśmy tam młodą wolontariuszkę z Niemiec, która bardzo obszernie informowała zwiedzających (również po polsku) o postępie prac i planach na przyszłość.

Pałac od frontu z już nowym dachem

Po raz pierwszy mogliśmy podziwiać pałac wewnątrz. Chociaż bardzo zniszczony, można sobie wyobrazić jak wspaniały musiał być w czasach swojej świetności. W wielkiej sieni zachowały się dębowe dwubiegowe schody i resztki pięknej polichromii. W pierwszym rzędzie zabezpieczono dach i fundamenty, dzięki temu można dziś podziwiać również piwnice.

Oryginalne schody i kolumny podtrzymujące strop
Wizualizacja sieni po remoncie
Podbitka schodów na półpiętrze z resztkami polichromii
Plan pałacu
Stop z polichromowanymi belkami

Jeszcze jedna ciekawostka: Częstym gościem rodziny von Lehndorff bywał Biskup Ignacy Krasicki i podobno powiedział hrabiemu Heinrichowi von Lehndorff: ”Kto posiada Sztynort, ten posiada Mazury”.

Wszystkich zainteresowanych zachęcam do poszperania w internecie i poczytania więcej o tym ciekawym zabytku. Warto przy okazji zwiedzania Warmii i Mazur zarezerwować trochę czasu na wizytę w tym klimatycznym zakątku, może zakochacie się w tym miejscu i spędzicie chociaż weekend w nowym pensjonacie „Sztynort”?

Jeszcze tego samego dnia ruszyliśmy dalej, ale o tym dopiero za dwa tygodnie. Będzie o nieznanym nam zamku krzyżackim i innych atrakcjach na naszej trasie.