Ze Sztynortu ruszyliśmy dalej drogą nr 650 na zachód. Nasza średnia ilość przejechanych dziennie kilometrów nie powala na kolana. W takim tempie podróżował pewno na tych terenach Mikołaj Kopernik. No cóż, emeryci czasem tak mają.

Jegławki

Nie ujechaliśmy daleko i na naszej drodze napotkaliśmy małą wioskę Jegławki i znajdujący się w niej odrestaurowany pałac. Jest on teraz w prywatnych rękach, prawdopodobnie miejscowego gospodarstwa rybnego.

Historia tego miejsca sięga jednak bardzo daleko wstecz. Było ono mianowicie grodziskiem jednego z plemion Pruskich, a jego pozostałością jest wysoki na 5 m wał ziemny, który do dziś można podziwiać w parku pałacowym. W XV w Zakon Krzyżacki wybudował tu zamek, który pełnił jedynie funkcję dworu myśliwskiego. Z zamku tego nic już do dziś nie przetrwało.

W latach 1848-1945 Jegławki i leżący opodal majątek Skandławki należały do rodziny Sigfiedów i to oni w roku 1848, pobudowali do dziś istniejący pałac jako swoją główną siedzibę rodową.

Główna siedziba rodu Sigfriedów

Barciany

Po krótkim czasie dotarliśmy do wsi Barciany. Nie spodziewaliśmy się odkryć tu czegoś szczególnego, ale czekała nas miła niespodzianka. Barciany uzyskały w roku 1628 lokację miejską, a zdegradowane zostały do rangi wsi w roku 1945. Znajduje się tu gotycki kościół z końca XIV w p.w. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Nie on jednak skradł całą naszą uwagę. Dosłownie przypadkowo natknęliśmy się na olbrzymi zamek, będący akurat w trakcie remontu. Oczywiście nie było o nim żadnych informacji i dopiero przez internet dowiedzieliśmy się więcej o tej monumentalnej budowli.

Okazało się, że Krzyżacy przebudowali dawne umocnienia pruskie znajdujące się w tym miejscu na tymczasową drewniano-ziemną strażnicę, lecz na skutek buntu ludności pruskiej w roku 1310 i częste napady litewskie pod wodzą księcia Witenesa, zdecydowano wybudować warownię. Zamek rozbudowywano do roku 1400, ale klęska zakonu w wielkiej wojnie z Polską zahamowała dalszą jego rozbudowę. Ciekawostką jest obecność licznych otworów strzelniczych w murach zamku. Wskazują one na to, że w Barcianach wprowadzono po raz pierwszy w państwie zakonnym system obronny, przystosowany do broni palnej.

Potężne mury zamku krzyżackiego

Obecnie zamek jest w rękach prywatnych i zamiarem właścicieli jest stworzenie w nim luksusowego hotelu.

Parys

Czas było ruszać dalej i tak znaleźliśmy się w niewielkiej wiosce Parys. Miejscowość niepozorna, ale za to jaka nazwa! Od razu zauważyliśmy stary kościół, ale jak to często bywa nie było o nim na miejscu żadnych informacji. Naszą uwagę zwróciły bardzo grube mury, przysadzista gotycka wieża kościelna i piękne wnętrze, które mogliśmy podziwiać niestety tylko przez kratę. Równie stary był zapewne mur okalający teren kościoła i prawie wrośnięta weń leciwa lipa.

Kościół we wsi Parys
Tyle można było zobaczyć przez kraty
Trochę bizantyjska Matka Boża na ołtarzu głównym
Stary mur z wiekową lipą

Sępopol

Teraz nadszedł już czas szukania miejsca na nocleg. Przez Sątoczno dojechaliśmy do Sępopola. Oczywiście najokazalszą budowlą okazał się miejscowy gotycki kościół, który powstał ok. 1360-1370 r. jako świątynia katolicka. W latach 1523-1945 był kościołem ewangelickim i dopiero po II wojnie światowej duszpasterstwo przejęli salezjanie. Świątynia ta jest trójnawową halą z prostokątnym prezbiterium i z wieżą od zachodu. Tym razem kościół zastaliśmy otwarty i mogliśmy z bliska podziwiać wspaniałe sklepienie i resztki barokowego wystroju świątyni.

Ciekawa kombinacja różnych stylów
Barokowy ołtarz w surowym, odnowionym wnętrzu
i organy raczej w stylu gotyckim.
Elementy ze starego wyposażenia świątyni
Bogato zdobiona kazalnica
Kościół wybudowano przy tym murze miejskim

Właśnie tu w Sępopolu postanowiliśmy zanocować. Bez trudu znaleźliśmy stadion i przystań wodną na Łynie. Prezes klubu sportowego pokazał nam miejsce bezpośrednio nad rzeką, gdzie mogliśmy spokojnie spędzić noc. Na pytanie o wysokość opłaty za nocleg oznajmił, że mile widziana jest dowolna kwota na rzecz Klubu Sportowego Łyna.

Niewielki, ale przytulny placyk
A taka właśnie jest Łyna

Ledwo zdążyliśmy się rozgościć, zaczął padać rzęsisty deszcz, ale jednocześnie z drugiej strony świeciło słońce. Kolację zjedliśmy więc w kamperze przy dźwiękach dobrej muzyki.

„Słońce świeci, deszczyk pada, czarownica się podkrada”

Bartoszyce

Następnego dnia nie było ani śladu deszczu i świeciło piękne słońce. W dobrych humorach jechaliśmy więc dalej.

Wkrótce dotarliśmy do Bartoszyc. Jest to niewielkie stare miasteczko, niestety dużym utrudnieniem zwiedzania był remontowany rynek. Żeby gdziekolwiek dojść, trzeba było obchodzić go wkoło i to po bardzo wąskich przejściach, a czasami nawet po drewnianych kładkach.

Rozkopany rynek

Trzeba będzie wybrać się do Bartoszyc jeszcze raz i zobaczyć jak wygląda po pracach remontowych. Bardzo ciekawą budowlą jest Brama Lidzbarska, którą widać już z rynku.

Gotycka brama

Cennym zabytkiem jest Kościół Farny. Wprawdzie z zewnątrz był remontowany, jednak można było wejść do środka, by móc podziwiać wspaniałe sklepienie i stare obrazy.

Świątynia pamiętająca czasy krzyżackie
Jasne wnętrze i dobrze wyeksponowane elementy dawnego wystroju kościoła

Moją uwagę przykuł jednak inny budynek. Stary spichlerz, w którym obecnie znajduje się niewielki hotelik. Stoi on przy wąskiej uliczce niedaleko rynku i można go łatwo przeoczyć. Pewno się zastanawiacie, czemu właśnie tak niepozorny domeczek zaskarbił sobie moją uwagę. Zobaczcie to sami: nie dość, że jest pięknie odrestaurowany i ozdobiony mnóstwem kwiatów i okiennicami, to jeszcze zachowano stary żuraw w szczycie domu, który kiedyś służył do transportu towaru na wyższe piętra. Właśnie ten detal przypomina mi symbol Gdańska – stary żuraw i nasze rodzinne Trójmiasto.

No i przyszedł czas na dalszą drogę. Niestety na następną relację musicie poczekać znowu dwa tygodnie. Zapraszamy.