Ze Szczecinka jechaliśmy dalej w kierunku domu, ale dla nas nie znaczy to, że wsiadamy do kampera i po paru godzinach wysiadamy we własnym ogrodzie. Zwykle nie bardzo wiemy kiedy będziemy u celu i bardzo nam to odpowiada.
Górka Klasztorna
Przez Wyczechy, Borkowo i Rudną dotarliśmy w okolice Łobrzenicy. Jadąc jak zwykle którąś z podrzędnych dróg zauważyliśmy kompleks budowli składających się z kościółka, kapliczek i miejsc dla strudzonych pielgrzymów. Całość znajdowała się w szczerym polu, a prowadziła tam droga okolona rzędem drzewek. Wyglądało to dość zagadkowo, więc nie namyślając się wiele skręciliśmy do, jak się wkrótce okazało, Sanktuarium Maryjnego Górka Klasztorna.
Historia kościoła
Podanie mówi, że w tym właśnie miejscu, w roku 1079 pasterzowi pasącemu w niewielkim gaju bydło, objawiła się Matka Boska. Ze względu na walki, które w tym czasie i na tym terenie toczono, tak z Pomorzanami jak i z Prusakami, nie od razu uświęcono to miejsce objawienia. Dopiero kiedy król Bolesław Krzywousty rozgromił nieprzyjaciół, panowie Łobrzeniccy wystawili w roku 1111 pierwszy kościół z drewna dębowego pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Panny.
Wszystkim zainteresowanym polecam ciekawie napisaną historię kościoła Górka Klasztorna.
Kościółek, który podniesiony został do rangi Bazyliki Mniejszej zaskoczył nas swoim wnętrzem. Nie spodziewaliśmy się znaleźć na całkowitym odludziu tak pięknej barokowej świątyni. Zresztą zobaczcie to sami.
Cały teren ogrodzony jest niewysokim murem za którym każdy pielgrzym i zwykły odwiedzający może znaleźć dla siebie spokojne miejsce do zadumy, modlitwy czy też po prostu do odpoczynku. Zadbano nie tylko o duszę, ale również i o ciało odwiedzających. Znajduje się tam Dom Pielgrzyma, restauracja, a nawet mała lodziarnia.
Śluza Krostkowo
Dalej jechaliśmy przez Lipią Górę i zaczęliśmy rozglądać się za spokojnym miejscem na nocleg. Przeglądając mapę zauważyłam na Noteci śluzę w miejscowości Krostkowo. Chyba już zdążyliście zauważyć, że najczęściej wybieramy miejsca nad wodą, a śluza jest dla nas zawsze dodatkową atrakcją. Tu na dodatek przydarzyła się nam zabawna historia. Według drogowskazu skręciliśmy w prawo do śluzy. Droga wyłożona była betonowymi płytami i wiodła wśród gęstych trzcin. Jej końca jednak nie mogliśmy dojrzeć i zaczęliśmy wątpić czy obraliśmy tę prawidłową. Nagle trzciny się skończyły i w niewielkiej odległości ujrzeliśmy śluzę i domek pana śluzowego. Niestety zauważyliśmy również tabliczkę z zakazem wjazdu na ten teren. Miny nam zrzedły i zaczęliśmy się wycofywać. Nagle obok nas pojawił się starszy pan, wędkarz więc mieliśmy nadzieję, że wskaże nam inne, legalne miejsce.
Jakie było nasze zdziwienie, kiedy kazał nam jechać dalej i nocować na brzegu Noteci. Zapewniał, że śluzowy to w porządku gość i nie będzie miał żadnych pretensji. Tak też było. Okazał się bardzo przyjaznym i rozmownym człowiekiem, a to miejsce należy od tamtego czasu do naszych ulubionych. Zaraz zrozumiecie dlaczego.
Wieczorem mimo chłodu wybraliśmy się na spory spacer wzdłuż Noteci i podziwialiśmy piękno przyrody. Wiem, to dość oklepany banał, ale czyż można nie zachwycić się takimi widokami?
Eda oczywiście najbardziej interesowały sprawy techniczne. Oczywiście rozumiem jego pasję i w czasie, kiedy oglądał wszystkie urządzenia, przygotowałam kolację.
Rzeczywiście trochę popadało, ale jak było pięknie! Widoki i ich wspaniałe oświetlenie wynagrodziły nam chłód i wilgoć.
Za to rano przywitało nas bezchmurne niebo i bardzo przyjazny śluzowy piesek.
Wczesnośredniowieczne grodzisko
Jadąc przez Szamocin, Kaczory, i Miasteczko Krajeńskie dotarliśmy do Wolska, a tam zauważyliśmy drogowskaz do wczesnośredniowiecznego grodziska. No czegoś takiego nie mogliśmy przecież nie obejrzeć. Ponieważ wiodła do niego tylko wąska dróżka, zostawiliśmy kampera po prostu przy drodze i dziarsko pomaszerowaliśmy we wskazanym kierunku. No cóż, po wszystkich zachwytach podczas tej podróży musieliśmy ponieść również małą porażkę . Na końcu ścieżki zobaczyliśmy tylko sporą polanę i … żadnych informacji.
Trudno, zaliczyliśmy przynajmniej małą przechadzkę i przy okazji znalazłam wspaniałą kanię, którą spożyliśmy jako przystawkę na obiad.
Parowozownia Białośliwie
Byliśmy już tak blisko domu, że nie spodziewaliśmy się następnych atrakcji. Spotkała nas jednak następna niespodzianka. Przez Grabionną dotarliśmy do Białośliwia i pierwsze co rzuciło nam się w oczy to było depo kolejki wąskotorowej.
Linia wąskotorowa z Białośliwia do Łobrzenicy została uruchomiona 21. lutego 1895 roku. Prowadziła przez Kocik-Młyn, Pobórkę, Nieżychowo, Jeziorki, Czajcze, Kijaszkowo, Kruszki i Szczerbin. Jej długość wynosiła przeszło 29 kilometrów i miała połączenie z koleją „normalnotorową”
Na stacji w Białośliwiu znajdowały się warsztaty kolejowe, a ze stacji poprowadzono również linię do portu rzecznego na Noteci.
Białośliwską kolejkę wąskotorową wpisano w roku 2007 do rejestru zabytków, a pieczę nad nią sprawuje Towarzystwo Wyrzyska Kolej Powiatowa. Tory, parowozy i wagony są regularnie serwisowane i używane do ruchu turystycznego. Wygląda to wszystko bardzo interesująco i myślę, że przejażdżka taką kolejką może być nie lada przeżyciem nie tylko dla dzieci.
I taką niespodzianką zakończyła się nasza jesienna podróż. Przez Wągrowiec i Kórnik dojechaliśmy do domu, a na następną relację musicie niestety poczekać całe dwa tygodnie.
Dodaj komentarz