Najedzeni i baaardzo zadowoleni ruszyliśmy z Tatarskiej Jurty dalej. Na pewno tu wrócimy, bo miejsce jest, rzeczywiście nietknięte nowoczesną gospodarką i przemysłem. Mamy nadzieję, że długo tak pozostanie i będziemy mogli za jakiś czas pokazać to wszystko zaprzyjaźnionym łazikom.
Pożar Tatarskiej Jurty
Opisaliśmy tu naszą podróż w roku 2014, a 01.maja 2018 dowiedzieliśmy się o pożarze, który strawił prawie całą Tatarską Jurtę. Na szczęście dzięki wielu ludziom dobrej woli, państwo Bogdanowiczowie prawie natychmiast wznowili swoją pracę i jak zwykle karmili swoich gości. Na początku działała kuchnia polowa a później Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskich Tatarów , które znajduje się w najbliższym sąsiedztwie, udostępniło im swoją i restauracja mogła funkcjonować prawie normalnie. Dziś nowy budynek już stoi i prawdopodobnie w przyszłym roku Tatarska Jurta ruszy pełną parą i będzie mogła jak dawniej przyjmować gości pod swój dach i karmić smakołykami. Kibicujemy państwu Bogdanowiczom i na pewno znowu ich odwiedzimy.
Krynki
W drodze do Supraśla wpadliśmy, dosłownie na chwilę do Leśnictwa Krynki. Polecamy to miejsce wszystkim, którzy przejeżdżają tą trasą. Skręca się w las , mija maleńką kapliczkę i nic nie zapowiada atrakcji, które zgotowali nam pracownicy Leśnictwa. Jest to ciekawe Silvarium, po którym oprowadza nas „Obieżylas”. Nie skąpiąc anegdot, pokazuje życie w lesie, mnogość ziół, rodzinę pszczół, piękne zegary słoneczne, woliery pełne ptaków, które można obejrzeć z bliska, a pomiędzy tym wszystkim spacerują sobie cztery bociany.



Supraśl
Do Supraśla jechaliśmy przez miasteczko Krynki – bardzo niepozorne, ale z niezwykłym rozwiązaniem komunikacyjnym. W środku miasteczka znajduje się rondo z odchodzącymi od niego dwunastoma ulicami. Takie rozwiązania w Europie są tylko dwa: właśnie w Krynkach i w… Paryżu. Widzieliśmy to tylko przejazdem, no bo jak to sfotografować, żeby robiło wrażenie? ( dronem?!!). No ok, ale w 2014 r. drony nie były jeszcze w powszechnym użytku.
Naszym celem był Supraśl i Muzeum Ikon, znajdujące się w pięknym kompleksie klasztornym. Nie trudno było znaleźć te imponujące zabudowania. Jednak niespodzianka czekała nas w środku. Przy kasie zgromadziło się już kilka osób, do których się dołączyliśmy w oczekiwaniu na przewodniczkę. Kiedy otworzyła przed nami drzwi prowadzące do ekspozycji, stanęliśmy zdumieni. Znaleźliśmy się w lochach, skąpo oświetlonych, z niszami, w których znajdowały się bajeczne ikony.

Oświetlenie było niezwykłe. Niby znajdowaliśmy się w półmroku, a jednak obrazy były wyśmienicie wyeksponowane i każdy przyciągał nasz wzrok. Okazało się, że większość ikon przekazał muzeum Urząd Celny, gdyż zostały one skonfiskowane na granicy, przy próbie przemytu. Nie byłabym w stanie wskazać najpiękniejszej ikony. Pochodziły z różnych okresów, różniły się stylem i bogactwem, ale pierwszy raz widziałam obraz sakralny, na którym Madonna karmi Jezusa piersią. Bardzo prędko minął nam czas w tym ciekawym miejscu, którego klatki schodowe wyłożone były krzywymi lustrami. To dawało dodatkowo nastroju i klimatu.







Agroturystyka pod Tykocinem
Zrobiło się już dość późno, więc przez Tykocin tylko przejechaliśmy i udając się w kierunku Kiermus szukaliśmy noclegu. Niedaleko za miastem, po lewej stronie zauważyliśmy gospodarstwo agroturystyczne. Ponieważ było już grubo po sezonie, cały teren był kompletnie pusty. Za nocleg zapłaciliśmy 34,- zł (przypominam, że było to w roku 2014), a do dyspozycji mieliśmy łazienkę z gorącą wodą, miejsce na ognisko, wiatę ze stołem i ławkami, nam niepotrzebny plac zabaw dla dzieci i gustowne dekoracje. To również jest miejsce godne polecenia. (GPS 53.203679, 22.735977)



Następnego ranka Ed obudził się oczywiście skoro świt i pognał na sesję zdjęciową budząc Bogu ducha winnego muła. Nic nie mąciło spokoju i ciszy tego pięknego zakątka, oczywiście oprócz ryków tego biednego zwierzęcia.




Zamek w Tykocinie
Po śniadaniu i koniecznych w tak małym kamperku codziennych porządkach, wróciliśmy do Tykocina. Najpierw udaliśmy się na prawy brzeg Narwi, obejrzeć Zamek tykociński. Obecny, to tylko nowa budowla na miejscu starego, który powstał w XVI w. Pierwszą warownię zbudował Jan Gasztołd, ale była to tylko budowla drewniana, jednak z biegiem czasu zmieniano jej konstrukcję, aż w latach 1611-1632, na polecenie króla Zygmunta III Wazy została rozbudowana do roli twierdzy bastionowej. 10.listopada 1659 król Jan Kazimierz nadał starostwo tykocińskie Stefanowi Czarnieckiemu, za zasługi poniesione podczas Potopu szwedzkiego.
Różne były dalsze koleje losu tego wspaniałego zamku, jednak po pożarze w roku 1734, niezamieszkały, zaczął popadać w ruinę i w roku 1750, na polecenie hetmana Jana Klemensa Branickiego, rozpoczęto jego rozbiór. Miejsce po dawnym zamku kupił pan Jacek Nazarko z Białegostoku i po szczegółowych pracach archeologicznych, w roku 2002 wmurowano kamień węgielny pod budowę nowego obiektu. Mieści się tam teraz piękny hotel z elegancką restauracją, a prace przy dalszej rozbudowie trwają.





Tykocin
Przez most na Narwi wróciliśmy do Tykocina, miasteczka które do dziś żywo przypomina małe mieściny zamieszkałe przez ludność wyznającą różne religie, z przewagą wyznawców Judaizmu. Duży rynek, na którym króluje pomnik Stefana Czarnieckiego, otaczają małe domki, a w bocznych uliczkach można jeszcze zobaczyć witrażyki w kształcie gwiazdy Dawida w niektórych okienkach małych ganeczków.Wysoki na dwa metry pomnik Czarnieckiego uchodzi za drugi po warszawskiej Kolumnie Zygmunta, najstarszy świecki pomnik w Polsce.



Wielka Synagoga
Okazałą budowlą jest duża synagoga, która pod względem wielkości jest drugą w Polsce, po krakowskiej. Zbudowano ją w roku 1642 a w XVII i XVIII w. stanowiła ona wielki żydowski ośrodek intelektualny, gdzie działało wielu znanych i szanowanych rabinów i talmudystów. Zebrano tam bardzo bogate zbiory kultury żydowskiej i odwiedza ja corocznie wielu Żydów z całego świata. Dzisiaj pełni podwójną rolę. W święta żydowskie odprawiane są tam modły, a jednocześnie, ponieważ jest Muzeum, nie trzeba przy wejściu zakładać na głowę kipy.




Obok wielkiej synagogi znajduje się mała synagoga lub inaczej dom talmudyczny. Jest on dziś siedzibą Muzeum Podlaskiego w Tykocinie gdzie zgromadzono ekspozycję typowych wnętrz bogatych Podlasian, jak również wiele pamiątek po Zygmuncie Glogerze, historyku, etnografie, archeologu i folkloryście.





Alumnat
Nie sposób było nie zauważyć pięknie odrestaurowanego Alumnatu. Z nazwy, internat dla kształcących się kleryków, wzniesiony w latach 1633-1647 jako przytułek i szpital dla żołnierzy weteranów pochodzenia szlacheckiego i wyznania katolickiego. Jest to jedyny z trzech tego typu obiektów w Polsce zachowany do dzisiejszych czasów i zalicza się do najstarszych w Europie. Teraz pełni rolę hotelu i restauracji, a wykorzystano go również przy kręceniu filmu „U Pana Boga w ogródku”.


Niezwykły wydaje się również kościół, który jest jakby przeniesiony z dużego miasta i króluje nad maleńkimi domeczkami. Zaskoczył nas jego wystrój. Bogate freski imitują płaskorzeźby i pokrywają całe jego wnętrze.



W planie mieliśmy zajrzeć do Kiermusów. Ponieważ była to niedziela i właśnie odbywał się tam pchli targ, znany szeroko amatorom staroci, cieszyliśmy się na taką atrakcję. Niestety Kiermusy mogliśmy obejrzeć tylko z okien samochodu. Już na kilka kilometrów przed miejscowością brak było choćby najmniejszego miejsca do parkowania. Samochody były nie tylko z okolic, ale nawet z Warszawy i tłok był niesamowity. Poruszaliśmy się w żółwim tempie i marzyliśmy tylko o wydostaniu się z tej pułapki. Obiecaliśmy sobie, że tu wrócimy i tę obietnicę spełniliśmy, ale o tym w innym reportażu.
Łomża

W Łomży zatrzymaliśmy się na mały odpoczynek i spacerek po ryneczku, a ponieważ ja nie należę do osób małomównych, ucięłam sobie pogawędkę z panią Hanką Bielicką, która pochodziła właśnie z tego miasta.



Płock
Zaczęło robić się późno, więc postanowiliśmy nocować w Płocku. Zajechaliśmy tam już prawie o zmroku, ale na szczęście miła pani bosman w porcie jachtowym przyjęła nas na noc. Jeszcze tylko mały spacerek po prawie uśpionym mieście i my również zbieraliśmy się do spania.


Rano jak zwykle Ed wybrał się na sesję i dzięki temu też zobaczyłam jak tam było pięknie. Zobaczcie w jakich okolicach spędziliśmy ostatnią noc naszej podróży.





Kruszwica
Mieliśmy przed sobą ostatni już etap naszej podróży. Trochę było nam przykro, ale zaczynaliśmy już planować następny wypad. Na sam koniec zajechaliśmy do Kruszwicy. Ja nigdy tam nie byłam, więc z przyjemnością zrobiliśmy sobie mały spacer.




Hurrra, myszy mnie nie zeżarły, a więc do następnego.
sabina
Witajcie kochani ,no i doszlam do konca waszej wedrowki wtych okolicach.To naprawde perelki historii,a jednoczesnie wspaniale widoki i architektora i sztuka.Wcale mnie nie dziwi ,ze te piekne i zadkie ikony zostaly odebrane przemytnikom ,gdyz sa to do dzisiejszego dnia poszukiwane na swiecie dziela i kosztuja majatek szczegolnie te tsrsze -cenniejsze. bede dalej sledzic wasze wojaze,ktore Misia tak swietnie relacjonuje.Powinnas wydac ksiazke z tych podrozy. Sciskam i pozdrawiam was serdecznie.
Władysława L."Lovka"
Dzień dobry.(jest u nas piękny, słoneczny dzień).
Oczywiście, dużo informacji, które z ciekawością przeczytałam.Miasteczko Tykocin i okolice zachowały się (jeszcze i oby jak najdłużej) w szczególnie „swoistej „atmosferze”.
Wiedziałam,że były tu kręcone sceny do filmu „U Pana Boga za piecem”, jednak nie wiedziałam nic o filmie „U Pana Boga w ogródku”,co jest tylko zachętą do obejrzenia tego filmu.
Pozdrawiam.
P
Miśka
Warto obejrzeć, choćby ze względu na wspaniałą atmosferę. Pozdrawiam zagrypiona z nadzieją na wyzdrowienie.
Aleksandra-Babciaola
Witajcie kochani, dzisiaj – jak nigdy – wpadłam na Waszą „świeżynkę” i od razu ją łyknęłam. Jak zawsze – zachęcacie do odwiedzenia opisywanych miejsc. Tylko końcowy przystanek czyli Kruszwica jest mi znany, mnie też tam myszy nie zjadły . Pozostałych miejsc i miejscowości nie znam więc chętnie kiedyś się wybiorę. Tymczasem z przyjemnością odbyłam wirtualny wypad szlakiem Waszej wschodniej trasy. Pozdrawiam
Miśka
Widocznie myszy w Kruszwicy lubią świeże mięsko. Buziaki